niedziela, 24 maja 2009

Niedziela

Niedziela jest to jedyny dzień, w którym nie pracujemy. Można na przykład zrobić sobie pranie albo pomyśleć jak ulepszyć swój namiot. Bo w namiotach mamy tylko 2 łóżka w namiotach na dzień doby i tyle. Ja natomiast dzisiaj byłem zawieźć Jamesa (naszego szefa) do domu ministra i na lotnisko. Trzeba przyznać, że jak na standardy dżubiańskie, to dzielnica rządowa, w której mieszkają wszyscy notable jest wypasiona. Jak na standardy polskie, to takie pokomunistyczne osiedle trochę przerośniętych domków jednorodzinnych. Ale oczywiście wszystkie drogi tam są asfaltowe. Natomiast wykonanie domu i okolicy domu ministra (tego, dla którego budujemy ministerstwo) pozostawia dużo do życzenia. Wszystko jest jakieś takie niedokończone. Mury, mimo że niedawno zbudowane, są już popękane i zniszczone. Zresztą, podobnie jest z naszym biurem (mały murowany domek - 2 pokoje i kibelek), które budowali dla nas Sudańczycy - tynk odpada, nie wszystko jest skończone, w ubikacji/prysznicu nie ma światła. Takie african style.


W drodze powrotnej zahaczyliśmy o 'dzielnicę handlową' (czytaj bazar) żeby jakieś owocki kupić. Czułem się mniej więcej tak, jak murzyn, który 10 lat temu poszedłby do jakiejś knajpy na wsi. Wszyscy w okół patrzyli na mnie z wielkim zdziwieniem, co tutaj biały robi. Bo przecież oni zawsze się tylko zatrzymują przy drodze i kupują niemal że z samochodu. Natomiast na bazarze syf i smród był nie do opisania. To mniej więcej jak w zoo, w niektórych stajniach śmierdzi strasznie, to tam trzeba to razy 3 przemnożyć i dodać smród starego mięsa i chyba nawet jakiegoś trupa... Do tego miliony much, siadające na wszystkim, szczególnie na owocach, które są sprzedawane na co drugim straganie.

Potem jeszcze tylko fryzjer i piwko kupione po drodze w hurtowni (bagatela 5 sudanisów za Heinekena - jakieś 8 złotych). Ceny w tym mieście nędzy i biedy są kosmiczne. Pewnie dlatego zjeżdżają tutaj ludzie z Ugandy, Etiopii czy Kenii do pracy, bo tubylcy pracują tylko jako policja albo wojsko. Przyjezdne są nawet prostytutki, które stoją na ulicach albo jeżdżą z klientami na tyle ich motocyklów.

Niedziela to też dzień, kiedy można coś dobrego zjeść, bo wtedy nasz kucharz kenijski ma wolne i sami sobie gotujemy. A teraz przyszedł kucharz i czekamy strasznie długo na jakiś posiłek. Teraz jeszcze kolacja, piwko i spać, od jutra się zaczyna robota.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz