środa, 20 maja 2009

3 dzien

Znów zakupy, lunch z Krzyskiem i Belinda, potem kolejne zakupy, tym razem na bazarze motoryzacyjnym. Mnóstwo dracych sie tubylców, szczególnie ze obok jest baza matatu (busików). Potem jeszcze zakupy i koniec dnia...

3 tygodnie temu, zastanawialem sie jeszcze, skad skombinowac 5 dych, zeby móc sobie piwko kupic na Majówke. Teraz jestem w Nairobi, a przede mna pól roku w Afryce. Chyba w koncu do mnie zaczelo to docierac. Przez te 2 tygodnie przed wyjazdem, nie bardzo nawet mialem czas o tym wszystkim pomyslec. Czlowiek jedzie ze znajomymi na dzialke, a tu sie nagle okazuje, ze przez najblizsze 6 miesiecy bedzie robil cos, co zawsze chcial robic (a przynajmniej od czasów Samorzadu) i to w egzotycznym kraju. Chociaz jak mi Krzysiek o tym kraju opowiada, bedzie to dosc ciekawe przezycie.

Wspominalem, ze w Nairobi widac pozostalosci po czasach kolonii. Nie tylko zostal tu jezyk, momentami czuje sie jak w Londynie - ruch lewostronny, gniazdka angielskie i do tego spora mieszanka narodowosci (chociaz tu jest wiecej rdzennych mieszkanców niz w stolicy Anglii). Do tego mieszkancy Nairobi, maja wiele cech typowych Afrykanczyków. W korkach po ulicach między samochodami chodzi mnóstwo ludzi, sprzedajacych wszystko, poczawszy od gazet, poprzez ladowarki, a skonczywszy na choragiewkach i opakowaniach na paszporty. Mozna nawet poduszke kupic u takiego korkowego sprzedawcy. Dzisiaj widzialem jak koles, który chyba sprzedaje marynarki, szedl majac ich na sobie jakies 7-8. Po chwili widzielismy goscia, niosacego na glowie (i tylko na glowie, bez pomocy rak) 2 paczki po okolo 24 papiery toaletowe.

Cos takiego jak przejscia dla pieszych nie istnieje (czasem mozna sygnalizacje znalezc, ale na ogól nie dziala), podobnie jak pierwszenstwo na drodze. Chodniki zasypane stertami ziemi przez robotników, czy nie oznaczone w zaden sposób metrowe dziury w nich to takze normalka. Wiekszosc samochodów wyglada, jakby przeszly w zyciu nie jedno Destruction Derby. Natomiast matatu sa ciekawymi wynalazkami. Sa to wszelkie wozy, do których mozna upchnac kilka osób (minivany, kampery), z wymontowanym wszystkim z nich i siedzeniami w srodku. Boczne drzwi sa ciagle otwarte i stoi w nich (tak, stoi, na zakrecie moze spokojnie wyleciec) i albo trzyma karteczke z numerem, albo sie wydziera dokad jedzie dany matatu. Dzisiaj mielismy przyjemnosc sie przejechac chwile tym wehikulem, ale 'pomocnik kierowcy' (ten w drzwiach) nie pozwolil mi stac i musialem sie wcisnac miedzy jakis murzynów. Potem z kolei widzielismy, jak jakis koles wysiada z matatu. Moze zwolnil do 10 km/h, ale i tego nie jestem pewien. Facet praktycznie wylecial z pojazdu, placac jeszcze w miedzy czasie za przejazd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz