środa, 24 czerwca 2009

Technologią zachłyśnięta Afryka

Afryka jest miejscem, gdzie wszelkie nowinki technologiczne docierają z opóźnieniem. Ale jak już docierają, to na najwyższym poziomie, w pełni możliwości.

Brakuje tutaj podstawowych rzeczy, które wydawałoby się są nierozłączalnie związane z cywilizacją. Nie ma supermarketów (jest JIT, ale na polskie realia, to po prostu przerośnięty SAM), a już w ogóle marketów budowlanych, meblowych, etc. Brak jest McDonald'sa, KFC czy jakiegoś zagłębia knajpkowego, hurtownie to po prostu pomieszczenia w przydrożnych barakach (takie 6x8m) gdzie piętrzą się wody, piwa i mleka.

Natomiast jest telefonia komórkowa, jest IT, można kupić masę telefonów w milionie kiosków. Co ciekawe, wiele z tych telefonów to podróbki, nawet w Nairobi widziałem na wystawie obok się dwie Nokie o tym samym modelu, wyglądające zupełnie inaczej. Jest internet przez modemy GSM. I Afryka się tym zachłysnęła. Przeskoczyła kilka etapów rozwoju, jak Małysz kupując kabrioleta, ale teraz pod pewnymi względami dorównuje Europie. Albo prawie dorównuje.

Niestety internet opiera się tutaj na VSAT'ach, czyli łączności satelitarnej, co powoduje, że jest koszmarnie powolny (przypominają mi się czasy modemów, jak się cieszyłem że plik osiąga transfer 20 kB/s), a telefonia komórkowa działa nieźle tylko w ramach jednej sieci. Ci co ze mną gadali, to wiedzą, że jest kilka sekund opóźnienia.

Mimo to, na ulicach roi się od budek sprzedających airtime'y (czyli top up'y, czyli doładowania), bo tutaj nie wynaleziono telefonów na abonament. Przecież nie można ścigać kogoś o zapłatę rachunku, kto nie ma adresu. A adresów też za bardzo nie wynaleziono. Są powiedzmy dzielnice. A potem się pojawiają słowa typu: obok, naprzeciw, przed, za, kolejna w prawo, etc. Poprzedzają one nazwy, znane wszystkim, lub charakterystyczne: ministerstwo, UN, duży zielony sklep, popsuta ciężarówka, złamane drzewo...

A poza tym, roi się od ludzi, używających telefonów. Bo jak na tak słabo rozwinięty kraj, odsetek osób z telefonami jest całkiem spory. Ale murzynki uwielbiają się wszystko co świeci i błyszczy. Neony, diody, lampki... Im bardziej obciachowe i nie pasujące do siebie, tym lepiej. Jak mijam małą wioskę przed mostem do Juby, zawsze w jednym miejscu jest wystawiony wielki głośnik, który non toper nadaje muzykę.

Jak dla mnie tak mocno posunięta technlogia, w kraju, w którym nie ma nawet jednej elektrowni jest naprawdę wysokim osiągnięciem. Część miejsc używa krótkiej sieci enegetycznej zasilanej przez wielkie generatory, ale większość Juby jest oparta na małych, domowych agregatach prądotwórczych, często mniejszych od tych, których używaliśmy na paradzie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz