piątek, 26 czerwca 2009

Juba nocą.

Nocą Juba jest zupełnie inna od tej dziennej. Wszystko wygląda inaczej, ciężko odnaleźć tak poszukiwane przez świeżo upieczonego kierowcę punkty orientacyjne. Juba jest chyba jedną z niewielu stolic (autonomii, bo autonomii, ale zawsze), gdzie w nocy wszystkie drogi są nieoświetlone. No, może kilka lamp się znajdzie na drodze na lotnisko, ale to wszystko. Natomiast wtedy czuć jak to miasto żyje.

Dzielnice handlowe typu Konyo Konyo, czy też w zasadzie wszystko otaczające główne drogi, przywodzi na myśl miejscowość turystyczną nad morzem. Jest ciepło, tłumy ludzi chodzą po ulicy niczym po deptaku, palą się swiatła w przydrożnych sklepach i pubach. Palą się też ogniska, chociaż w tym wypadku są to na ogół góry śmieci, palące się, bo komuś przeszkadzały albo z powodu niedogaszonego fajka.

Małe stragany, nie posiadające prądu oświetlają swoje dobra na sprzedaż za pomocą świecy. Podobnie sklepy, w których akurat popsuł się generator. Wiele miejsc zmienia swoją działalność na czas wieczoru. I tak na przykład jak czekałem na Olkę dość długo u fryzjera, widziałem jak jeszcze za dnia kobiety zaczynają gotować, szykować jedzenie, aby wraz z zapadnięciem mroku mogły wystawić straganik z kolacją na sprzedaż. W tym wypadku (na ogól zresztą tak jest) była to gotowana wołowina z chipsami (takie frytki, tylko większe) i jakąś sałatką.

Kiedy wieczorem wchodziłem do hurtowni (czyli małe pomieszczenie wypełnione pudłami z różnymi dobrami), w której kupujemy wodę i piwo, ‘my friend’, który mnie bardzo lubi za duże ilości kupowanych rzeczy, jadł akurat injirę z mięsem (takie wielki, cienki placek, pochodzenia etiopskiego). Oczywiście zaproponowali mi spróbowanie, ale jako że jadłem to trochę wcześniej w restauracji, nie chciałem sobie psuć smaku domowym plackiem. Ogólnie ta potrawa nazywa się Gored Gored. Jest to dość ostro przyprawione mięso i do tego injira, która ma z pół metra średnicy. Sztućców się nie używa, odrywa się kawałek placka i nim bierze mięsko. Mniam!

Dodatkowo noc stwarza kolejny problem, mianowicie zamknięcie miasta. Jeśli wyjeżdżamy i mamy zamiar wrócić po 22, to trzeba oznajmić wojsku pinującemu miasta, że będziemy wracać później. Jak raz nie zrobili tego, to przed mostem spotkali żołnierza celującego w nich z AK. Oczywiście w załatwianiu takich rzey rejestracje rządowe niezwykle pomagają. Dzisiaj ponownie wybywamy na jakąś imprezę do UN, więc znów trzeba będzie udobruchać żołnierzy jakimś piwkiem. Albo wystarczy, że Ola z nimi pogada ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz