środa, 27 maja 2009

Few days

W Sudanie pracuje się od 8 do 20-21. Przynajmniej ludzie robiący projekt. A czasem i dużej. Polscy pracownicy pracują w sumie 8 godzin na dobę. Sudańczycy nie pracują w ogóle. Są policją, wojskiem, klawiszami w więzieniu. Pracują tu zagraniczni. Kenijczycy i Ugandyjczycy na budowie. Arabowie prowadzą sklepy. W prawdzie na budowie, ciężko to nazwać pracą. Widziałem zdjęcia, jak 3 Polaków pokazuje naszym murzyńskim robotnikom, że betoniarkę można we 3 obsługiwać. A nie we dwudziestu. Popracowali przez godzinę jak trzeba, a potem znów ich 20 to robiło. Ze wszystkim jest tak. Nauczysz ich czegoś, porobią to jak trzeba przez godzinę - dwie i wracają do poprzedniego sposobu.

W połączeniu z problemami logistycznymi w Sudanie (powiem tylko, że Sudan nie ma żadnego przemysłu), powoduje to, że budowa wlecze się niemiłosiernie. W Polsce wyśmiano by taką firmę budowlaną. Ale w Sudanie, oficjele są zaskoczeni, jak nam szybko to idzie. Że budynek rośnie w oczach. Chłopaki z Polski opowiadają, że jak robili na Cyprze, na początku wkurzali się na nich, że piją. Na przykład piwo na budowie. Oprócz nich, było tam mnóstwo Filipińczyków (jako tania siła robocza). Ale po jakimś czasie, ich szef stwierdził, że 3 podpitych Polaków, potrafi zrobić więcej, niż 20 Filipińczyków. Jednak Polak potrafi ;)

Wczoraj wieczorem pogadałem sobie z moim tymczasowym współlokatorem z namiotu - Edim. Przyjechał z Nairobi na kilka dni i zajmuje się IT. Nie wiem nawet czym dokładnie. Wiem już, co warto odwiedzić w Kenii. Bo w Sudanie nie bardzo jest co oglądać. Tutaj nawet nie ma dzikich zwierząt, bo wybito je w czasie 30-letniej wojny domowej. A jak nie, to pewnie wyleciały w powietrze na minach. Min jeszcze nie widziałem, bo jeszcze nie byłem poza Jubą. Ale jutro wraca Maurice i w końcu dostanę prawko jazdy. Chociaż jak patrzę, jak tu się jeździ, to nie bardzo mi się spieszy do tego. Szczególnie, że kierownice w naszych samochodach są po prawej stronie. Ruch zresztą też jest prawostronny. Jeden z wielu paradoksów tego kraju. Innym jest to, że Sudan ma spore złoża ropy naftowej. Ktoś tam ją wydobywa (jedyne źródło dochodu tego kraju) i sprzedaje. Ale w samochodach i generatorach używamy benzyny importowanej z Kenii na przykład.

Zastanawia mnie w tym momencie, jakim cudem tutaj są takie ceny jakie są. Benzyna na przykład kosztuje 2,8 SDP, czyli jakieś 4 zł. Piwo w puszcze - 5 SDP. Natomiast fajki 1 SDP, czyli 1,5 zł. Poza tym wszystko jest droższe. Bardziej nam się opłaca importować na budowę z Sudanu czy ze Stanów, niż kupować na miejscu. Już pomijając, że stan zaopatrzenia w Jubie jest bardzo płynny. Czasem czegoś jest od groma, zaraz potem nigdzie nie można dostać. Filtry do generatorów, których kilku ludziom nie udało się znaleźć nigdzie w Nairobi (a tam mają sporo sklepów, składów, hurtowni), w Jubie są do dostania. Chociaż ceny są dużo wyższe.

Na generatory tutaj pracuje wszystko. Tutaj nie ma żadnej elektrowni. Kiedyś się pojawił pomysł, żeby na Białym Nilu wybudować tamę, taką jak ma na przykład Uganda, ale Egipt się nie zgodził. Faktycznie, z tego co pamiętam, tama w Ugandzie nieźle namieszała w rolnictwie kreju faraonów.

A wracając do Ediego, dowiedziałem się sporo o historii i sytuacji polityczno-ekonomicznej okolicy. Na przykład Kenia jest tutaj najbardziej rozwiniętym krajem. W Afryce lepsze są tylko RPA i Egipt. I nikt nie lubi Kenijczyków. Edi tłumaczy, że to dlatego, że są agresywni biznesowo. korzystają z każdej okazji. Ale fakt, braku obrotności im nie można zarzucić. U nich dalej działa system podobny do tego kupieckiego w średniowieczu. Nie mam czegoś, postaram się załatwić. Poszukam dla Ciebie, bo jesteś moim klientem. Oczywiście, za fatygę zgarnę prowizję. Jak byliśmy w sklepie u P.D.'iego, kilka razy jak czegoś nie było, mówił że zaraz nam przyniesie do pokazania i wysyłał jakiegoś chłopaczka po okolicznych sklepach. Czyniło to nasze zakupy o wiele prostsze. W Polsce, jak czegoś nie ma w sklepie, to trudno. Przykro mi proszę pana, ale proszę szukać dalej. Tutaj jak potrzebowaliśmy łożysko do pompy, zagonił jakąś dziewczynę, żeby dzwoniła po wszystkich sklepach, które mogą to mieć. Mimo że to był sklep budowlany. Kupiliśmy tam również opony do koparki, których nam się nie udało znaleźć. Również z innego sklepu.

Kenia poza tym, że sama ma swoje problemy, stara się pomóc okolicznym krajom. To w Nairobi prowadzono rozmowy pokojowe, które zakończyły wojnę domową. To Kenia była mediatorem. To Kenia wysłała wojska pokojowe jak był jakiś tam konflikt w okolicy. Ale i Kenii 2 lata temu uwczesny prezydent zrobił przekręt przy wyborach. Wtedy to zginęło 1500 osób i spory kawałek Kenii spłonął w czasie walk. Obecny premier, który przegrał wtedy wybory, zgodził się na podzielenie rządu i parlamentu na pół. I teraz z 210 posłów, każdy z nich ma po 105. Również mają po połowie ministerstw. Za 3 lata kolejne wybory, na które wielu czeka ze zniecierpliwieniem.

Barack Obama pochodzi z Kenii. Podobno w naszej firmie pracuje jakiś jego krewny czy szwagier kogoś tam. W Afryce więzy rodzinne są bardzo ważne. Przynależność do jakiegoś plemienia, jest dużo ważniejsza niż bycie obywatelem jakiegoś Państwa. Plemię Ediego (nazwy wybaczcie niestety nie powtórzę) jest na obszarze zajmowanym przez 3 państwa. Kenia, Uganda i Tanzania. A plemiona się w Afryce nie lubią. Kapuściński w "Hebanie" pisał (a wczoraj Edi potwierdził), że to jest największy problem Afryki. Przyszła Europa, skolonizowała i podzieliła kontynent na państwa. I teraz plemiona są podzielone między państwami, a państwa zawierają różne plemiona. Często nie lubiące się. W Kenii tylko jedno plemię, Masajowie, ma prawo nosić broń. Zawierają też na swoim terenie różne religie. Te z regóły się nie lubią. Na przykład Sudan. Północ arabska a południe chrześcijańskie. No i efekt jest łatwo przewidzieć. Mało tego, poszczególne plemiona w Kenii można łatwo rozróżnić. A jest ich 42. Może nie my, ale oni potrafią. Różnią się kolorem skóry (sic!), akcentem. Coś jak u nas Ślązaków można rozpoznać (pozdro Czechu! :)).

Dzisiaj mecz, a my, jako kochani pracodawcy, zapewniliśmy naszym robotnikom możliwość wyjazdu na mecz do miasta autobusikiem. Prawda, że jesteśmy super? :) A Barcelona przegra (pozdro, Kiwi! :P)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz