piątek, 3 lipca 2009

Armia żab.

Przyjeżdżamy w nocy na sajt. Wysiadamy z samochodu, z budowy słychać jeden odgłos: rechot dziesiątek, jak nie setek, żab. W ogóle odgłosy nocy są tutaj zupełnie inne niż w Polsce. Nawet w tej Polsce mniej zabudowanej i mniej miejskiej. Podobnie ze zwierzyną. Lata tutaj tego pełno. A każde inne. Mnie to jeszcze nie spotkało, ale podobno są noce, kiedy jakichś takich niby muszek, niby ważek latają tysiące w powietrzu. A nasi znajomi Afrykanie łapią je za skrzydełka i zjadają. Takie surowe, naturalne. Albo jeszcze lepiej podsmażą na patelni. Wtedy dopiero jest smakołyk. Mniam!

Z Olą stwierdziliśmy, że jedną z oznak zasymilowania się w tym miejscu jest podejście do muchy (albo innego robactwa) w jedzeniu. Po miesiącu już od niechcenia wyjmuję takie ustrojstwo z mojego talerza, rzucam za siebie i wracam do jedzenia. Niestety na robactwie różnorodnośc tutejszej fauny się kończy. Spotkać jeszcze można psy, koty, krowy, owce i barany. Tyle z większych zwierzątek. Natomiast krowy czy kozy, najczęściej spotyka się na ulicach. Kilku chłopców z patykami w ręku leci za nimi i pogania do Juby, na targ.

Oczywiście trzeba w samochodzie wtedy grzecznie przeczekać, bo krowy mają pierwszeństwo. Ostatnio z pół godziny czekałem przed mostem, bo wojsko przepuszczało jakieś olbrzymie stado. A most nie jest za szeroki, za to koszmarnie długi jak na taki spacer z krowami.

Kiedyś wiozłem kolesia z ministerstwa. Pytał się, czy w Polsce też mamy krowy. Mamy. Na farmach i w oborach, nie na ulicach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz