poniedziałek, 7 grudnia 2009

Życie na budowie...

Nasza budowa jest dość specyficzna. Przede wszystkim dlatego, że na sajcie mieszczą się 2 kampy, w których wszyscy mieszkamy. Przez to w zasadzie cały czas jesteśmy w pracy. Nawet po godzinach, kiedy nas wzywają na Camp 2, gdzie albo się ktoś pobił, albo ktoś zabrał pilota od telewizora, albo schował komuś innemu narzędzia. Dosłownie domowe przedszkole. Taka Wetlina... Na szczęście gaśnic nie ma ;)

 

Życie na budowie i mieszkanie w namiotach ma też inną stronę: wszystko co mamy, to nasze własne wytwory, stworzone dzięki odrobinie wyobraźni i całej masie odpadów budowlanych. Oczywiście narzędzi nam nie brakuje, więc pozostaje tylko nauczyć się je obsługiwać i można sobie samemu meble tworzyć, zakładać oświetlenie w namiocie czy też udoskonalać nasze proste łóżka z Kenii. Dodatkowo, można bardzo szybko się nauczyć prawie wszystkiego o budownictwie. Co innego, gdy z placu budowy się wraca do domu, a co innego gdy nawet po godzinach się siedzi z budowlańcami i słucha ich opowieści z innych kontraktów czy komentarzy na temat naszej budowy. Chcąc nie chcąc, wiedza ta zostaje w głowie. Potem tylko trzeba jeszcze się dowiedzieć, jak dane słowo brzmi po angielsku i już można spokojnie rozmawiać z robotnikami na budowie. A przynajmniej tymi, co rozumieją po angielsku.

 

Kiedyś nawet nie wiedziałem, czym jest kubik, ile cementu idzie na kubik betonu i co to takiego tuczeń. Teraz wszystkie te rzeczy stają się oczywiste. Niestety jeszcze nie znam się rodzajach betonu, czy też nie potrafię z planów wyczytać ile stali potrzeba na budynek, ale wszystko w swoim czasie. Ostatnio za mną chodzi chęć nauczenia się obsługi JCB (popularnie zwane koparko-spycharką) oraz BobCata (taki mały spychacz). A potem może spróbuję swoich sił w obsłudze dźwigu czy pompy do betonu?

2 komentarze: